Standardy jazzowe: Autumn Leaves

Soul-jazz.pl pragnie Państwu przybliżyć kompozycje uznane za jazzowe standardy. Muzyczne propozycje będą obejmować listę 10 autorskich interpretacji jednego ze standardów w wykonaniu muzyków jazzowych, których wysiłek został szczęśliwie zarejestrowany na analogowym nośniku.

Spadają nieoczekiwanie z drzew sprawiając radość dzieciom. W przedziwny sposób dobierają osoby, z którymi podróżują na wszelakich okryciach wierzchnich. Czy przypominają sobie Państwo jesienne liście, które przywędrowały do Państwa domu po popołudniowym spacerze? A może ktoś z Państwa zbiera jeszcze liście i wkłada pomiędzy kartki encyklopedii? To cudowny sposób archiwizacji zdarzeń: suszone liście po latach przypominają w nostalgiczny sposób o sytuacjach, których byliśmy uczestnikami. Dwa lata temu wytwórnia Mayera Hawthorne wydała płytę 10” w kształcie serca, szkoda, że nikt nie postanowił wydać kompozycji Autumn Leaves w formie liścia, na przykład kasztanowca. Dobry pomysł, prawa? Wtedy wszyscy moglibyśmy słuchać jesiennych opowieści o każdej porze roku.

Po chwili zastanowienia rozsądek dochodzi do głosu: słuchać Autumn Leaves o innej porze roku niż ujęta w tytule to jak słuchać piosenek świątecznych w czerwcu, czyli bez uroku. I właśnie o urok jesiennych dni chodzi najbardziej. Liście spadają, ogołocone drzewa chwieją się na wietrze, a złote słońce potrafi jeszcze nieźle dopiec skórze. Czasem słońce, czasem deszcz, nieprzewidywalna aura mąci w szafach. Trzeba starannie dobierać garderobę, selekcja niczym „na bramce” w klubach muzycznych.

Aha, gdyby to co zostało już napisane nie wyjaśniało w jakim celu to wszystko, Soul-jazz.pl tłumaczy: dzisiejsze spotkanie (choć to za dużo powiedziane) jest dedykowane kompozycji sprzed sześćdziesięciu lat autorstwa węgierskiego kompozytora Josepha Kosmy.

Trochę faktów: Pan Kosma skomponował w 1945 roku utwór Les Feuilles Mortes do tekstu poety Jacques Prévert’a. Ameryka odkryła komercyjny potencjał tego utworu dopiero 11 lat później, za sprawą Nat King Cole’a, choć należy odnotować, że wersja anglojęzyczna przetłumaczona przez Johnnego Mercera funkcjonowała już od 1947 roku. Skąd to opóźnienie? Prawdopodobnie żaden piosenkarz przed panem Cole’m nie potrafił dokonać udanego przeszczepu Les Feuilles Mortes na grunt amerykański, dlatego początek międzynarodowej kariery piosenki datuje się na rok 1956 (wówczas do amerykańskich kin wszedł film Autumn Leaves z Joan Crawford i Cliffordem Robertsonem w rolach głównych, a tytułową sekwencję otworzył temat jesiennych liści w interpretacji Nat King Cole’a).

Nie przedłużając, przed Państwem 10, odnalezionych interpretacji ułożonych chronologicznie:

Jimmy Smith z płyty At the Organ Vol.3, Blue Note Records, 1956 r.



Jedno z pierwszych soul-jazzowych wykonań, jakie kiedykolwiek powstało! Genialny organista Jimmy Smith rozpala lampę swojego hammonda do czerwoności. Znakomita „zadymiona” interpretacja, wzór dla wielu uczniów „Nieprawdopodobnego” pana Smitha wliczając Jacka McDuffa, Jimmy McGriffa, Richarda „Groove” Holmesa. Na elektrycznej gitarze Thornel Schwartz, perkusja Donald Bailey.

Cannonball Adderley z płyty Somethin' Else, Blue Note Records, 1958 r.



Kamień milowy jazzu, piękno w najczystszej postaci. To najczęściej komplementowana interpretacja standardu znana niemal pod każdą szerokością geograficzną. Nic dziwnego, obok „Cannonballa” w sesji udział wzięli: Miles Davis, Sam Jones, Hank Jones oraz Art Blakey.

Jack McDuff oraz Jimmy Forrest z płyty Tough 'Duff, Prestige Records, 1960 r.



Kolejna świetna wersja tym razem w stylu soul-jazz. Delikatny ton saksofonu pana Forresta doskonale pasuje do stylu Jacka McDuffa. W nagraniu pojawia się również Lem Winchester w wybornym wejściu na wibrafonie. Nad rytmem czuwa perkusista Bill Elliot.

Ahmad Jamal z płyty Alhambra, Argo Records, 1961 r.

Prawdopodobnie najlepsza wersja zarejestrowana przez całe lata 60. XX wieku! Znakomita sekcja rytmiczna, ogromny ładunek emocjonalny. Ahmad Jamal w zaskakującej interpretacji scala dwa światy jazzowej pianistyki, europejski i amerykański. Pianiście towarzyszą mniej znani acz utalentowani Israela Crosby (kontrabas) oraz Vernella Fourier (perkusja).

The Bobby Timmons Trio z płyty In Person, Riverside Records, 1962 r.



Koncertowe nagranie z klubu Village Vanguard w wykonaniu drugiego tria niedocenianego pianisty Bobbiego Timmonsa. Czołówka na prywatnej liście najlepszych interpretacji standardów jazzowych wg Soul-jazz.pl. Absolutnie genialny pan Timmons w otoczeniu Rona Cartera i Alberta Heatha brzmi ponadczasowo.

McCoy Tyner z płyty Today And Tomorrow, Impulse! Records, 1964 r.

Pianista grywający m.in. z Johnem Coltranem, Freddie Hubbardem czy Stanley Turrentinem tym razem z własnym zespołem. Klasyczne jazzowe wykonanie Autumn Leaves na pianino, kontrabas i perkusję, w dodatku wyprodukowane przez legendarnego Boba Thiele. Pomimo upływu ponad 40 lat od daty wydania na winylu, autorska wersja pana Tynera nie przestaje zachwycać.

The Charles Lloyd Quartet z płyty Dream Weaver, Atlantic, 1966 r.

Znakomita suita jazzowa o delikatnym spiritual jazzowym zabawieniu. W przeciwieństwie do innych wykonań, oryginalna kompozycja stała się tematem wyjściowym do osobistej wariacji kwartetu na temat jesiennych liści. W tym nagraniu Charlesa Lloyda towarzyszą znani z wytwórni Manfreda Eichera - Keith Jarrett, Gary Peacock oraz Jack DeJohnette.

Chet Baker z płyty She Was Too Good To Me, CTI Records, 1974 r.

Wersja dla miłośników smooth jazzowych okolic. Wokalista i trębacz tym razem w roli instrumentalisty. Obok pana Bakera, na pianinie elektrycznym mistrz brzmienia CTI i Kudu Records - Bob James. Na kontrabasie kolejna gwiazda wytwórni Creeda Taylora - Ron Carter.

Bill Evans z płyty Autumn Leaves, Lotus Records and Tapes, 1980 r.

Najbardziej europejski z amerykańskich pianistów temat jesiennych liści podejmował już w latach 50. XX wieku, jednak koncertowe nagranie z 1969 roku z obłędnym kontrabasistą Eddiem Gomezem, który – co tu dużo pisać – ukradł show panu Evansowi zasługuje na Państwa totalną uwagę.

Wynton Marsalis z płyty Marsalis Standard Time Vol.1, Columbia Records, 1987 r.



Jazz się tańczy, o czym przypomniał wówczas 26-letni Wynton, najbardziej znany, obok Brandforda, członek muzycznej rodziny Marsalisów. Jego wersja rozpisana na trio to świeże, pozbawione kompleksów ujęcie tematu przerabianego przez muzyków jazzowych od 42 lat. Trębaczowi towarzyszą Robert Hurt (kontrabas) oraz Jeff Watts (perkusja).

Komentarze