Bogowie: Chi Chi (2014)

Po blisko trzyletniej przewie, działalność wznowiła polska wytwórnia Lanquidity Records. Właśnie do sklepów trafił najnowszy album spóźnionych debiutantów -  grupy Bogowie


Materiał muzyczny sygnowany znakiem wytwórni, choć ma kilka dni, to ukazuje się trzy lata po nagraniu w Tom Waits Studio. Spory kawałek czasu. Co ciekawe, pomimo swoich lat utwory datowane na koniec pierwszego kwartału 2011 roku, brzmią świeżo, jak po pierwszym dniu od powstania. Potwierdzenia tych słów nie trzeba daleko szukać, wystarczy odpalić "38 - Monday, Near Midnight", krótką, lecz wypełnioną radością i energią kompozycję otwierającą stronę A Chi Chi.

 

Być może witalność muzyki Bogów pochodzi od siły wyższej, lub leży bliżej nas i jest efektem nieograniczonych inspiracji członków zespołu, bowiem jazz czy sugerowany przez zespół happy improv (świetna określenie ich stylu!) to zaledwie kawałek wspaniałej muzyki uprawianej na przeróżnych frontach. 

Nie nudzą ani przez chwilę. Grają odważnie z werwą jakby przed nimi nie istniała żadna tradycja wiążąca supły na partyturze. Nie zawsze na Soul-jazz chwalimi tego typu niezależność, jednak trudno odmówić kilku ciepłych słów pod adresem grupy skoro ich muzyka wprowadza w wspaniały nastrój, regeneruje zmęczone ciało i umysł, na co dowodem jest Kolejny utwór z płyty: "35 — It’s 54 Minutes to Something More".





Trochę żal, że te mini-utworki trwają tyle ile trwają. Chciałoby się przy nich zatrzymać na dłużej, niestety (a może raczej odwrotnie) ich czas determinuje sposób użycia. Większość utworów z płyty Chi Chi trwa dwie, trzy minuty, a cały album niespełna pół godziny. To jednak wystarczy by rano przed wyjściem do pracy czy szkoły wrzucić album do odtwarzacza empetrójek i pobiegać w pobliżu miejsca zamieszkania.

Jak zawsze w przypadku muzyki improwizowanej pojawia się obawa o jej dostępność. Dla kogo powstała i czy każdy może jej słuchać. Ograniczeń wiekowych, wyznaniowych czy społecznych ogólnie nie ma, są potrzebne jednie dobre chęci  -  to warunek konieczny, by zakosztować i rozkoszować się dziełkiem Bogów. 

Album można zamówić w Side One lub za pośrednictwem sklepu Serpent. Trzeba się pospieszyć. Winyl został wydany tylko w 300 egzemplarzach. Na potrzeby płyty powstał prywatny dekalog nazywany również manifestem Bogów. Warto przeczytać tych kilka przewrotnie napisanych akapitów, a nawet przygarnąć do serca?

Ewentualnie zamiast dekalogu-manifestu, słodką jak lody wersję "A Love Supreme", by muzyka nigdy muzyka nie przestała grać niezależnie od okoliczności!



PS. Specjalne podziękowania dla Adriana Magrysa z Lanquidity Records za udostępnienie Chi Chi przed premierą.




Komentarze