Lonnie Liston Smith: Rejuvenation (1985)

Lonnie Liston Smith
Rejuvenation
Doctor Jazz, 1985 r.
FW40063

Nie trzeba znać całej dyskografii Lonnie Liston Smitha z lat siedemdziesiątych by wiedzieć, że jego muzyka była wyjątkowa. Do tego wystarczy kilka podstawowych utworów z bogatego repertuaru muzyka. W przypadku nagrań pana Smitha z lat osiemdziesiątych, by ocenić twórczość najgorszej dekady w muzyce, już nie wystarczy rzucić okiem na okładkę i skład. Trzeba poznać by dokonać właściwego wyboru. Mówiąc wprost: posłuchać płyt kiepskich.


Album, który zyskał naszą przychylność od pierwszego odsłuchu nazywa się Rejuvenation, co oznacza odmłodzenie. Na tym znaczeniu można zbudować małą filozofię. Nie zrobimy tego, gdyż prowadzi to donikąd. Być może pan Smith poczuł drugą młodość, stąd taki tytuł. Z pewnością nie tyczy się to muzyki, która choć jest znaczenie lepsza niż na poprzedniej płycie nagranej dla wytrórni Doctor Jazz, to wciąż skażona jest ósmą dekadą XX wieku.


Brzmienie instrumentów pana Smitha nie uległo tak ogromnemu przeobrażeniu jak ton saksofonu w smooth-jazzowych nagraniach z lat 80. W grze autora Expansions słychać reminiscencje z czasów Cosmic Echoes z masywnym dźwiękiem fender rhodesa. A to są dobre skojarzenia, pełne ciepłych momentów. Na podstawie nowych wrażeń można wywnioskować, że muzyka LLS stała się przestrzenna, a sama gra rozciągnięta w czasie przy ograniczonej powtarzalności tych samych akordów.


Rejuvenation sprawdza się jako album towarzyszący wędrówce Słońca po niebie. Trochę gorzej brzmi w samo południe, natomiast poranki i zachody przy tej płycie są odprężające.

Komentarze