Break up to make up (1)

Ten wpis jest dla kobiet pragnących zrozumieć mężczyzn kochających winyle. I dla mężczyzn, którzy nie wiedzą że powinni się zmienić 

Zanim spojrzy na ciebie po raz drugi

Siedzisz u niej i słuchacie muzyki z winampa. Ona czeka aż ją pocałujesz, ty czekasz aż zabrzmi numer Dwele z płyty Subject. Ona nie wie że czekasz na Dwele, więc znudzona czekaniem na pocałunek przerywa milczenie. Chce zostać sama.

Kilka lat później, początek waszego związku

Nakłaniasz ją do zakupu gramofonu. Wybierasz paskowego reloopa, a później, wbrew jej potrzebom wymieniasz wkładki na coraz to lepsze, by słyszała to co ty słyszysz w muzyce. 

Rocznice pierwszego razu

Na pierwszą rocznicę otrzymuje I'm In Need Of Love Lou Courtneya. Jesteś z tego cholernie dumny, bo słuchaliście tylko marnej jakości empetrójki. Na drugą rocznicę dajesz ekstremalnie (wówczas) niespotykane czerwone serce Mayera Hawthorne'a. Nie masz własnych egzemplarzy. Masz nadzieję, że kiedyś zamieszkacie razem i wasze kolekcje się połączą.





Dzień zakochanych 

Nie obchodzicie walentynek, jednak łamiesz zasady. Na pierwszej i ostatniej walentynce piszesz fragment "Gdybym Był Wichrem" Breakoutu, bo pamiętasz że kilka lat wcześniej wspominała, że lubiła słuchać Nalepy. Uważasz ten cytat za absolutną kwintesencję miłości jaką może wyrazić mężczyzna kobiecie. Gdy rozmawiacie o tym przy okazji kolejnego spotkania mówisz, że to był Breakout. Wtedy słyszysz jej głos pełen pretensji "myślisz że znam na pamięć całą dyskografię?". Czujesz się poniżony, ale nic nie mówisz, bo przecież nigdy nic nie mówisz. 

Wyjeżdżasz zagranicę 

Bez słowa zostawiasz jej swoje ulubione winyle. Uważasz, że powinny być słuchane przez osobę na której najbardziej ci zależy. Zostawiasz jej płyty Ampa Fiddlera, Jamiego Lidlla, Jimmiego Tenora z Kabu Kabu, Bookera T. Jonesa, Yusefa Lateefa, Bobbi Humphrey, limitowane wydanie A Strange Arrangment z okładką imitującą krokodylą skórę wraz z 4" singlem. Jeśli to nie miłość to w takim razie co? 

Koszty rozstania 

Kupujesz jej jakiś ręcznie robiony szajs do noszenia na szyi zakończony imitacją futerka, gdy ona nie je mięsa i brzydzi się wszystkim co było kiedyś żywym organizmem. Nie myślisz o tym. Jesteś mężczyzną zapatrzonym w swoją kobietę i wyobrażasz sobie jak pięknie w tym szajsie wygląda. Zamiast jej uśmiechu widzisz w jej oczach nienawiść. Rozstając się usłyszysz, że już wolała dostać kolejną płytę. Kurwa. Wolałaby dostać kolejną płytę. Kurwa. Przez wasz związek otrzymała cudowne płyty. Wróć. Przez wasz związek otrzymała GENIALNE płyty świadczące o twoim głębokim uczuciu. Ale ona o tym nie wie, dla niej są to tylko płyty a nie wyznanie dozgonnej miłości. Ona tego nie wie, przecież przez lata żyje w niepewności, ma dość ciągłych monologów. Ty najchętniej mówiłbyś refrenami soulowych piosenek lub o płytach dodanych do bazy discogs.





David Murray Infinity Quartet 

Gdy jedziecie w milczeniu na wasz trzeci koncert najlepszego żyjącego saksofonisty świata, w trakcie występu przeżywasz olśnienie. Jego ton saksofonu jest twoją miłością do niej, nawet jeśli ona zatyka uszy w górnych rejestrach. Piszesz te słowa na okładce płyty Live In Berlin, którą kupiłeś dla siebie. I za nic w świecie nie chcesz jej oddać, bo wiesz ile kosztowało cię czasu i pieniędzy jej zdobycie. W dodatku jesteście już jakiś czas po rozstaniu i nic tego nie zmieni. Mimo to wręczasz jej swój jedyny egzemplarz, bo nie potrafisz inaczej. Oddajesz jej ostatni kawałek siebie i choć jesteś w środku pusty cieszysz się, że znów zapanuje spokój. 

Dwa tygodnie przed rozstaniem 

W twoim ulubionym sklepie z płytami poznajesz Maggie, która zaczyna rozmowę od pytania czy jesteś Amerykaninem bo usłyszała jak z nienagannym akcentem rozmawiasz z właścicielem sklepu w jej ojczystym języku. Pochodzi z Nowego Jorku, lecz od pięciu lat mieszka w tym samym mieście co ty od roku. Płacisz za płyty a ona czeka na ciebie przed sklepem. Nie chcesz tego. Proponuje spacer. Idziecie razem, mówisz że masz dziewczynę i jedziesz do niej i musisz kupić jakiś prezent. Ona mówi, że prezent to dobry pomysł. Wspomina że ma męża, ale wszystko jest soo good co do niej mówisz jak Justin Timberlake parodiujący Jimmiego Fallona w SNL. Zanim wysiądziesz z metra zostawia na siebie namiar. Zastanawiasz się czy do niej napisać. Nie chcesz kusić losu, z drugiej strony czujesz się jak autor tej piosenki, który wraca do domu, do niej nawet jeśli wie że nic z tego nie będzie. 

I wróciłeś do niej po to by usłyszeć, że nic z tego dalej nie będzie.



Komentarze