Most Sonny'ego Rollinsa


Niewiele jest historii w jazzie tak wyrazistych i nieprzemijalnych jak "mostowy" epizod Sonny'ego Rollinsa. Historia, o której będzie mowa zdarzyła się na przełomie lat 50 i 60. Od tamtych wydarzeń minęło niemal pół wieku, a pan Rollins z trzydziestolatka przemienił się w osiemdziesięciolatka, mimo to kolejne pokolenia wracają do mostu.


W ostatnich dniach, sprawy w swoje ręce wziął organizujący wycieczki po free-jazzowych okolicach NYC Jeff Caltabiano, który pragnie by Williamsburg Bridge stał się mostem Sonny'ego Rollinsa.  







Poniższy artykuł ukazał się w trzecim numerze PHONO.


Pod koniec 2007 roku nowojorskie media nagłośniły sprawę Davida Schnittera, ex-członka the Jazz Messengers zamieszkałego w Manhattan Plaza. Po trzydziestu latach wielogodzinnych prób, saksofonista otrzymał od administracji budynku zakaz muzykowania pod groźbą eksmisji 


Kompleks mieszkaniowy Manhattan Plaza mieści się przy West 43rd Street. Do publicznego użytku oddany został w latach 70. XX wieku. Budynek zawiera 1 689 lokali w 70 procentach przeznaczonych dla artystów różnych profesji. Pozostałe 30 procent przestrzeni przysługuje osobom spoza branży artystycznej. Manhattan Plaza gościł wybitnych jazzowych muzyków (Charlesa Mingusa, Dextera Gordona), inspirował filmowców (postać Cosmo Kramera z sitcomu Seinfeld była wzorowana na komiku Kennym Kramerze – sąsiedzie Larry’ego Davida, współtwórcy serialu). Na początku aktorskiej kariery, pracownikiem ochrony budynku był Samuel L. Jackson, natomiast za barem pobliskiej West Bank Cafe stał Bruce Willis. 


Sytuacja pana Schnittera, zawodowego tenorzysty, wydaje się kuriozalna, bowiem w umowie najmu mieszkania widnieje zapis zezwalający muzykowi zabronionych przez administrację czynności do godzin wieczornych. Lokatorzy Manhattan Plaza dysponują 484 salami prób, jednak przez skomplikowane zasady korzystania z tych pomieszczeń, autor czterech solowych albumów dla Muse Records urządził salę prób we własnym mieszkaniu. Przez trzy dekady nikt nie uskarżał się na hałas dobiegający zza drzwi pana Schnittera. Aż do października 2007 roku. Trudno zrozumieć motywację rozżalonych sąsiadów, ponieważ większość swoich albumów saksofonista nagrał w przyjemnej smooth-jazzowej konwencji nierozerwalnie związanej z czasem, w którym tworzył. 


Dla jazzmanów próby przeprowadzane na ogół w miejscu zamieszkania stanowią istotny element życia scenicznego. Są również wygodne, gdyż oszczędzają pieniądze potrzebne na wynajęcie sali oraz czas przeznaczony ewentualny na dojazd. Jednakże mogą powodować sytuacje podobne do opisanej. W jaki sposób muzyk jazzowy może uniknąć konfliktu z sąsiadami wie najlepiej Sonny Rollins, który znalazł się w podobnym położeniu co David Schnitter. 


W 1959 roku pan Rollins stwierdził, że nie jest wystarczająco dobrym saksofonistą i po 12. latach sukcesów w branży wycofał się z życia publicznego, przestał nagrywać płyty, zaniechał występów przed publicznością, ale nie zaprzestał prób. Ten okres w twórczości znany jako „bridge period” najlepiej przedstawi sam zainteresowany: 


Na przełomie lat 50 i 60. moja żona Lucille i ja wynajmowaliśmy małe mieszkanie przy Grand Street. Wspominam ten czas miło. Miałem wielu znajomych w dodatku zostałem przyjęty przez mieszkańców dzielnicy z otwartymi ramionami. Musiałem ćwiczyć więc rozpocząłem treningi w domu, lecz szybko zacząłem odczuwać winę. Jestem osobą wrażliwą i wiedziałem, że sąsiedzi potrzebują spokoju. Tym bardziej, że naprzeciw mieszkała kobieta w ciąży. Pewnego dnia szedłem Delancey Street, całkiem niedaleko od miejsca zamieszkania, gdy ujrzałem schody prowadzące na most. Nigdy wcześniej tam nie byłem. Postanowiłem zobaczyć jak jest u góry. Ujrzałem ogromną przestrzeń bez żywej duszy wokoło. Powiedziałem sobie: to będzie doskonałe miejsce ćwiczeń. Mogę grać na saksofonie głośno jak chcę. Tu nikomu nie będę przeszkadzać.


Pan Rollins spędzał na moście całe sezony grając po osiem, dwanaście, szesnaście godzin dziennie. Zimą, gdy po kilku godzinach wytężonych prób tęgi mróz dawał się we znaki, muzyk sięgał po rozgrzewający koniak. Spoglądając z góry na rzekę Hudson dmuchał ile sił w płucach w ustnik saksofonu wydając pełne fantazji dźwięki. Przepływające pod mostem statki odpowiadały donośnym dźwiękiem ryczącej syreny. Williamsburg Bridge stał się kawałkiem raju na ziemi, po której stąpał natchniony Sonny Rollins.

Sławną w annałach jazzu historię wykorzystała firma Pioneer w spocie reklamowym z 1977 roku. Minutowa reklama przestawia ubarwioną wersję williamsburskich zdarzeń: Pan Rollins ubrany w piaskowy płaszcz, każdej nocy przez kilka miesięcy szlifuje swój ton. W tej romantycznej scenerii jedynym słuchaczem okazują się być migocące nad głową tenorzysty gwiazdy. I gdy czas jest właściwy, Sonny wraca do życia jakie wiódł wcześniej. „Mostowy epizod” wieńczy płyta The Bridge. Album ukazał się nakładem sub-labelu RCA Victor w 1962 roku i stanowi jeden z kilku kamieni milowych w karierze saksofonisty.




Dziś Sonny Rollins jest żyjącą legendą na ręce, której możni tego świata składają laury wdzięczności. Miał niespełna trzydzieści lat, gdy wdrapał się na most po raz pierwszy. We wrześniu br. skończy 87 lat. Metryka sytuuje go w gronie najstarszych aktywnych muzyków jazzowych. Pomimo scenicznego animuszu, wydaje się wręcz niemożliwością powtórzyć wyczyn samodzielnie. Nie pozwala na to sędziwy wiek muzyka, który niedawno został zmuszony sprzedać farmę w odosobnionym Germantown i przeprowadzić się na drugą stronę miasta - do spokojnego Woodstock. Życie na farmie dla pana Rollinsa stało się ciężarem, szczególnie po śmierci małżonki. Od 2004 roku mieszkał tam sam wielokrotnie doznając fizycznego dyskomfortu jaki potrafi starszej osobie sprawić dom wybudowany grubo ponad 100 lat temu. W Woodstock nie ma schodów, z których może spaść, a wiosną oraz zimą szczelne ściany budynku nie spowodują przeziębienia.




Próby „Kolosa saksofonu” już nie zabierają całego dnia, trwają zaledwie trzy godziny. W trosce o komfort współmieszkańców jedna z sypialń na piętrze została zaadaptowana na salę prób. Ściany wyciszono tak by dźwięk saksofonu nie przerywał snu sąsiadom, bowiem pan Rollins ćwiczy wieczorami, czasem nawet grubo po północy. Wszystkie przygotowania mające  na celu wytłumić głośne dźwięki saksofonu zdały się na nic, gdyż treningi odbywają się w salonie. Na szczęście nikt z sąsiadów nie składa skarg i zażaleń, być może lubią zasypiać przy muzyce Sonny’ego Rollinsa, słuchanej nie z płyt, lecz zza ściany.

Komentarze